piątek, 28 października 2011

W mieście królowej Elżbiety, czyli krótka relacja z wizyty w Londynie

Prolog

Niedziela, samo południe. Z okna samolotu brytyjskich linii lotniczych, z wysokości 11582 m. n. p. m. oglądam Kanał La Manche. Z tej perspektywy wszystko wygląda pięknie. Słońce odbija się w łagodnych falach, przyglądam się śladom, które zostawiają na wodzie maleńkie stateczki.
Spoglądam na mapę Anglii, wyświetlającą się na pokładzie samolotu. Ogarnia mnie pierwsze zdumienie – Kanał La Manche widnieje tu pod nazwą „Kanał Angielski”! Ach, ci Anglicy, myślę sobie, wszystko muszą mieć inaczej. Wielka Brytania zadziwiła mnie podczas tej podróży jeszcze wielokrotnie.

God Save the Queen (Boże, chroń Królową)
            Niedługo po wyjściu z samolotu spotkało mnie kolejne zaskoczenie – lewostronny ruch uliczny! Oczywiście, wszyscy wiedzą, że w Wielkiej Brytanii jeździ się po lewej stronie ulicy, a samochody mają kierownicę po odwrotnej stronie, niż u nas. Ja też to wiedziałam, a jednak przez cały swój (krótki) pobyt w Anglii nie mogłam się przyzwyczaić, że przy przechodzeniu przez jezdnię trzeba spojrzeć najpierw w prawo.
            Następne wrażenie – pozytywne! – to pewna staroświeckość Anglików i przywiązanie do tradycji. W małej miejscowości pod Londynem, gdzie zatrzymałam się na nocleg, wszystko wyglądało bajkowo! Małe, kolorowe domki z pięknymi ogrodami dookoła (naprawdę można się poczuć jak w „Tajemniczym Ogrodzie”).
            No i sam Londyn – zrobił na mnie wielkie i pozytywne wrażenie. Wielomilionowe, rozległe i multikulturowe miasto, posiadające aż 12 linii metra i bardzo rozbudowaną sieć szybkich podmiejskich kolei dojazdowych. A jego mieszkańcy – przyjaźni i pomocni, więc czułam się tam bardzo dobrze.
                       Najpierw poszłam pokłonić się królowej (niech żyje królowa!) i obejrzeć Pałac Buckingham, główną londyńską rezydencję rodziny królewskiej. Niestety, pałac był zamknięty dla zwiedzających, a królowa na wakacjach, ale zrobiłam kilka zdjęć i obejrzałam piękne, zielone ogrody i parki wokół pałacu.
   Tego dnia zwiedzałam centrum Londynu, spacerowałam brzegiem Tamizy i zobaczyłam najbardziej rozpoznawalne obiekty i budowle, jak choćby Parlament i wieżę z Big Benem. Największe wrażenie zrobiło na mnie Opactwo Westminsterskie – imponująca gotycka budowla o zachwycających detalach architektonicznych. Opactwo, dawniej katolickie, dziś anglikańskie, to nie tylko klasztor, ale przede wszystkim wspaniała katedra, w której od czasów średniowiecza odbywają się koronacje angielskich królów i królowych (wciąż na tym samym drewnianym, średniowiecznym tronie) oraz znajdują się grobowce dawnych monarchów. Są tam również pochowani wybitni uczeni i artyści, jak choćby William Shakespeare, Isaac Newton i Karol Darwin. Miejsce to porównać można do królewskiej katedry na Wawelu, z tą różnicą, że Opactwo Westminsterskie nadal pełni swoją rolę najważniejszej królewskiej świątyni.

Z wizytą u Ramzesa II

Następnego dnia zwiedzałam muzea. Większość muzeów w Londynie zwiedzać można za darmo, co bardzo zachęca nie tylko turystów, ale również samych Anglików (w każdym muzeum były tłumy ludzi). Obejrzałam Museum of London, przedstawiające historię miasta, a także muzeum XIX-wiecznych zabawek z dużą kolekcją pluszowych misiów, drewnianych koników na biegunach, kolorowych kolejek i domków dla lalek.
     Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie British Museum – prawdziwy raj dla osoby będącej z wykształcenia archeologiem! To właśnie tam znajdują się słynne na całym świecie oryginalne zabytki starożytnego Egiptu, Bliskiego Wschodu oraz Grecji i Rzymu. Na własne oczy mogłam zobaczyć to, o czym uczyłam się w trakcie studiów – rzeźby z ateńskiego Partenonu, posąg faraona Ramzesa II czy słynny Kamień z Rosetty, dzięki któremu w 1822 roku Jean-François Champollion mógł odszyfrować egipskie hieroglify.

Epilog

Środa, wczesne popołudnie. Z okna samolotu polskich linii lotniczych widzę właściwie tylko chmury. Pogoda się popsuła. Miałam szczęście, podczas mojej krótkiej wizyty w Londynie było tam słonecznie i jak na październik zadziwiająco ciepło – ponad 20 stopni Celsjusza. Za chwilę wyląduję w stolicy, w której mamy tylko jedną linię metra, a system kolejek dojazdowych wciąż pozostawia wiele do życzenia. Dobrze jest czasem odwiedzić inne kraje. Podróże poszerzają horyzonty.

(artykuł ukazał się w numerze 10/2011 Głosu Białowieży; fot. H.Jędrzejewska)

1 komentarz:

  1. "nie mogłam się przyzwyczaić, że przy przechodzeniu przez jezdnię trzeba spojrzeć najpierw w prawo. " <- ja mam dokładnie to samo u siebie na Cyprze (tu też jest ruch lewostronny, pozostałość po Anglikach i czasach kiedy Cypr należał jeszcze do monarchii i był jedną z wielu angielskich kolonii). Nie wiem kiedy oduczę się tego "polskiego" nawyku - chyba nigdy :D Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń