wtorek, 18 października 2011

„Tam szum Prutu, Czeremoszu…”, czyli o Huculszczyźnie i Białym Słoniu

Gdzie spojrzeć, góry i góry… Ogromne, majestatyczne i rozciągające się na wiele kilometrów w każdym kierunku. Wysokie i zalesione jest pasmo Czarnohory w Karpatach Wschodnich, chociaż na zboczach znajduje się również wiele pastwisk, a w rozległych dolinach umiejscowione są malownicze, drewniane, kolorowe domy. To Huculszczyzna, kraina rozciągająca się nad Prutem i Czeremoszem, zamieszkana przez górali,  znanych m. inn. z hodowli niewysokich, ale bardzo silnych i odpornych koni huculskich.
W tej pięknej krainie, u podnóży najwyższych szczytów Czarnohory, położona jest wieś Dzembronia. To bajkowe miejsce znajduje się niemal na końcu świata! Dojeżdża tam zaledwie jeden mały busik dziennie (rozklekotany „ogórek”), a i to pod warunkiem, że stan drogi na to pozwala. Kiedy trzy lata temu podniósł się poziom wód w rzekach, powódź zniszczyła drogę i dojazd do Dzembroni był poważnie utrudniony.
         Dzembronia to wieś zamieszkana przez Hucułów.  Piękne, drewniane, kolorowe chaty porozrzucane są na zboczach wzgórz. To miejsce stanowi doskonałą bazę wypadową w pasmo Czarnohory i tam właśnie wybrałam się w tym roku na wakacje. Zatrzymałam się u pani Paraski – Hucułki, która od dwudziestu lat przyjmuje na nocleg górskich turystów, w tym Polaków, więc dobrze mówi po polsku. Stamtąd wychodziłam na wędrówki po Czarnohorze.
Jedna z moich wypraw okazała się szczególnie interesująca, zarówno pod względem górskim, jak i kulturowo – naukowym. Z trudem i mozolnie wdrapywałam się poprzez Uchaty Kamień i Smotrec na Popa Iwana (2022 m npm) – drugą (po Howerli) pod względem wysokości górę Czarnohory i całej Ukrainy. Przechodziłam przez wysokie świerkowo – bukowe lasy, przez połacie kosodrzewiny, rozległe połoniny i pastwiska. Mijałam pasterskie staje, z których wydobywał się zapach wędzonego sera. Posilałam się po drodze leśnymi jagodami i poziomkami, a także niedoścignionym w smaku ukraińskim beczkowym kwasem chlebowym. W końcu, na szczycie Popa Iwana, moim oczom ukazał się niezwykły widok: Biały Słoń!
        Biały Słoń to (nieco dziwna) nazwa przedwojennego polskiego obserwatorium astronomicznego wybudowanego na szczycie Popa Iwana. Jego budowa rozpoczęła się w 1936 roku, a do użytku oddano ten budynek w 1938 roku. Obserwatorium miało być swoistym pomnikiem i wyrazem hołdu dla zmarłego rok wcześniej marszałka Józefa Piłsudskiego. Był to ogromny gmach, zbudowany z wielkich kamiennych bloków piaskowca. Kamienie do budowy obserwatorium wciągane były na górę przy wykorzystaniu siły pociągowej huculskich koni. Był to pięciokondygnacyjny budynek w kształcie litery L (dwie kondygnacje podziemne i trzy nadziemne), w którym znajdowało się ponad pięćdziesiąt pomieszczeń różnej wielkości. Obserwatorium posiadało własną kotłownię i elektrownię, nie było tam natomiast bieżącej wody; w okresach opadów zbierano deszczówkę, w okresie posuchy wodę trzeba było sprowadzać z dolin na grzbietach koni.
Najważniejszą częścią obserwatorium meteorologiczno – astronomicznego na Popie Iwanie była jednak wieża z kopułą, pod którą znajdował się bardzo nowoczesny sprzęt. Wśród urządzeń były: astrograf angielskiej firmy „Grubb and Parson” (przyrząd do automatycznego fotografowania nieba), refraktor (teleskop soczewkowy o soczewkach średnicy ok. 62 cm) oraz anemometr hydrostatyczny Fuessa (przyrząd do pomiarów kierunku i prędkości wiatru). Obserwacje nieba i badania meteorologiczne prowadzono głównie pod względem potrzeb lotnictwa wojskowego.
Obserwatorium w Czarnohorze było najwyżej zamieszkanym punktem w ówczesnej Polsce. Stało na odludziu, wysoko w górach, a pomimo wielu udogodnień, praca w nim nie należała do łatwych. Zwłaszcza zimą przebywanie na szczycie Popa Iwana, w odcięciu od świata, dla niektórych okazywało się doświadczeniem ponad siły. Znany jest przypadek młodego meteorologa, którego po kilkunastodniowym zimowym pobycie w obserwatorium trzeba było odesłać do domu, ponieważ zaczął przejawiać różnego rodzaju zaburzenia psychiczne... Jednak dla astronomów i meteorologów będących miłośnikami gór musiało to być wymarzone miejsce!
Niestety, czas powstania tego obserwatorium wypadł w nieszczęśliwym okresie. Zaledwie rok po jego otwarciu, po agresji sowieckiej na Polskę, obserwatorium przestało funkcjonować. 18 września 1939 roku pracownicy zdemontowali najcenniejsze urządzenia i opuściwszy obserwatorium, udali się na Węgry. Podczas wojny obiekt służył jako stacja meteorologiczna najpierw wojskom sowieckim, później wojsku węgierskiemu.
        Po wojnie zmieniły się granice, a Biały Słoń pozostał opuszczony i popadł w ruinę. Chociaż stan budynku z roku na rok się pogarsza, nadal robi on wielkie wrażenie i stanowi atrakcję turystyczną. Można wejść do środka (chociaż niestety jest tam bardzo brudno – turyści pozostawiają tam stosy śmieci!) i pomimo zniszczenia niektórych klatek schodowych i podłóg, nadal da się wejść do wielu pomieszczeń. Tymczasem część specjalistycznego sprzętu astronomicznego trafiła po wojnie do Polski. Między innymi w obserwatorium należącym do Uniwersytetu Warszawskiego w Ostrowiku znajduje się obecnie jedna z soczewek teleskopu pochodząca z Popa Iwana. Nadal wykorzystywana jest ona do obserwacji nieba.

(artykuł ukazał się w Głosie Białowieży, nr 9/2011 ; fot. Mieszko Janiszek)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz