Krótki miałam
urlop tego lata, zaledwie pięciodniowy. Ale jakże intensywny! Zwiedziłam
kolejne miasto o niezwykłej historii, spacerowałam po pięknych plażach nad
polskim Bałtykiem, a także pływałam katamaranem. Dużo wrażeń, jak na tak krótki
czas! Ale po kolei…
Pomimo
nienajlepszej pogody – wietrznej i nieco deszczowej – postanowiłam wybrać się
nad morze. Dawno już nie byłam nad Bałtykiem, zatęskniłam za szumem morskich
fal i krzykiem mew o zmierzchu. Pojechałam więc do Gdańska.
To niezwykłe
miasto ma tak bogatą historię i tak wielką liczbę zabytków, że można by tam
spędzić wiele dni, zwiedzając muzea i spacerując urokliwymi ulicami. Nawet
podczas mojej krótkiej wizyty zdołałam odwiedzić najważniejsze miejsca Gdańska:
Stare Miasto z Żurawiem (średniowiecznym dźwigiem portowym), Dworem Artusa i
wspaniałą Bazyliką Mariacką i Muzeum Morskie wraz ze statkiem Sołdek. Widziałam
kamienicę Panienki z Okienka oraz
dzielnicę, w której mieszkał XVII-wieczny astronom Jan Heweliusz. Przy jednej z
bocznych staromiejskich uliczek Gdańska odkryłam również Galerię Starych Zabawek,
przywołującą mnóstwo wspaniałych wspomnień z dzieciństwa!
Pojechałam
także do Sopotu, bo to przecież Trójmiasto, wszędzie da się szybko dotrzeć
kolejką podmiejską. Molo w Sopocie, ostatnio wyremontowane, to rzeczywiście
miłe miejsce do romantycznych spacerów we dwoje (nie byłam tam sama!). Widok na
morze roztaczał się piękny, fale uderzały z hukiem o pomost, mewy krążyły nad
głowami, a zachodzące słońce czerwonym kolorem odbijało się w wodzie. Jedyny
minus to dość wysokie opłaty pobierane za każdorazowe wejście na molo. Na
zwiedzanie Sopotu czasu już nie starczyło, a szkoda, bo to bardzo urokliwe miasteczko
uzdrowiskowe, z pięknymi kamienicami i secesyjnymi willami.
Ostatniego
dnia moich nadmorskich wakacji wyprawiłam się na Półwysep Helski. Popłynęłam
katamaranem, który regularnie przewozi turystów między Gdańskiem a Helem. Ten
ogromny statek zabiera na pokład ponad 400 osób, płynie dość szybko, podróż
mija przyjemnie. Po przycumowaniu w porcie w Helu, pierwsze kroki skierowałam
do fokarium. Fokarium prowadzone jest przez Stację Morską Uniwersytetu Gdańskiego,
a jego zadaniem jest ochrona i odtworzenie populacji foki szarej nad polskim
Bałtykiem. Przebywają w nim foki, które trafiły tam chore, ale również takie,
które już się tam urodziły. Każda z nich ma swoje imię, na które reaguje, ale
oprócz tego każda z nich potrafi o wiele więcej! Foki nie tylko bawią się ze
swoimi opiekunami. Rozumieją ich polecenia słowne, gesty, a także znaki
graficzne. Kilka lat temu w fokarium wydarzyła się bardzo przykra historia:
jedna z fok zmarła na skutek zjedzenia dużej ilości monet, które ludzie
wrzucali do jej basenu (głupota ludzka nie zna granic…). Od tamtej pory foki w
helskim fokarium nauczone są, na specjalną komendę swoich opiekunów, wyławiać z
basenów śmieci wrzucane przez turystów, a następie przynosić je na brzeg i
oddawać opiekunom. Z ogromnym podziwem przyglądałam się tym niezwykle mądrym zwierzętom!
Mój krótki
nadmorski urlop był pełen wrażeń. Pomimo zmiennej pogody, zdołałam się nawet
wykąpać w Bałtyku! Tłumów nie było (może właśnie ze względu na pogodę), więc
dobrze odpoczęłam od warszawskiego zgiełku. Zachęcam wszystkich do podróży, do
wyjazdu z domu i zmiany otoczenia choćby na kilka dni. Jest tyle pięknych
miejsc na świecie, a tak wiele z nich jest w Polsce!
(tekst z sierpnia 2012; fot. Michał Krauze - Wultański)