„Czy
to bajka, czy nie bajka,
myślcie
sobie jak tam chcecie.
A
ja przecież wam powiadam:
krasnoludki
są na świecie!”
-
pisała przed laty Maria Konopnicka w znanej baśni dla dzieci. Podczas majowego
urlopu przekonałam się na własne oczy, że miała rację! Krasnoludki są na
świecie, a już z całą pewnością są we Wrocławiu!
Wrocław to miasto o przebogatej historii,
kulturze i architekturze, stolica Śląska i jedno z najstarszych polskich miast.
Już w 1000 roku, podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego, zostało tam ustanowione
biskupstwo. Na Ostrowie Tumskim nad
Odrą, najstarszej, historycznej części Wrocławia, podziwiać można gotycką
archikatedrę i inne zabytki architektury. Z wieży widokowej roztacza się
niezapomniany widok na panoramę Starego Miasta i całego Wrocławia.
Trzy dni to za mało, aby zwiedzić
Wrocław, ale nawet w tak krótkim czasie mogłam delektować się pięknem tego
miasta. Odwiedziłam między innymi słynny, założony przed stu laty Ogród
Japoński w Parku Szczytnickim, w którym nawet najdrobniejsze szczegóły
(rośliny, alejki, jeziorka, wodospady) są zgodne z oryginalną japońską sztuką
ogrodową. Przespacerowałam się również po niezwykłych wysepkach na rzece Odrze,
połączonych gustownymi mostkami.
A krasnoludki? Widziałam ich
mnóstwo! Wrocław słynie z krasnoludków. Wrocławskie krasnale to metalowe
figurki, umieszczane w różnych miejscach na ulicach miasta od 2001 roku.
Obecnie jest ich ponad sto czterdzieści, ale ich liczba ciągle rośnie. Krasnale
mają swoje imiona, a także określone funkcje lub zawody. Spotkać więc można na
przykład Krasnoludka Gołębnika, Inżyniera, Strażaka czy Rzeźnika. Na ulicy
Więziennej za kratkami siedzi Krasnal Więzień. Na słupach latarni ulicznych
spotkać można kilku Słupników. Są też krasnoludki niewidome (z białą laską) lub
na wózku inwalidzkim. Wszystkie one są wielką atrakcją turystyczną Wrocławia. Z
wielkim zapałem i radością szukałam i znajdowałam kolejne krasnoludki (co nie
było łatwe, bo jak na krasnoludki przystało, są one małych rozmiarów i łatwo je
przegapić).
Wrocław to miasto tak niezwykłe, że
trudno napisać o nim w kilku zdaniach. Z całą pewnością bardzo warto je
odwiedzić, choćby na kilka dni!
A z Wrocławia już blisko w Sudety.
Góry Sowie, będące pasmem Sudetów, były kolejnym celem mojego majowego wyjazdu.
To niewysokie, zalesione góry, których najwyższym szczytem jest Wielka Sowa
(1015 m. n.p.m.). Stoi na niej biała kamienna wieża widokowa z początku XX
wieku, z której roztacza się piękny widok na okoliczne pasma górskie, doliny i
położone w nich miasteczka.
Jednak Góry Sowie to nie tylko
atrakcje przyrodnicze. W ich wnętrzu znajdują się tajemnicze podziemne sztolnie
tak zwanego projektu Riese (z niemieckiego „Olbrzym”). Są to pozostałości
największego założenia górniczo - budowlanego hitlerowskich Niemiec,
rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich w latach 1943-1945. Ogromne,
wydrążone wewnątrz gór tunele, korytarze i hale ciągną się tam kilometrami.
Wejścia do nich są zakamuflowane, a towarzyszą im naziemne bunkry. Niektóre
korytarze są wybetonowane, inne pozostawione w stanie surowym. Część
podziemnych tuneli zalana jest wodą i można je zwiedzać jedynie z
przewodnikiem, pływając łodziami.
Całość robi piorunujące i straszne
wrażenie. Przy budowie tych obiektów pracowali niewolniczo więźniowe z
pobliskich obozów koncentracyjnych, nieludzko traktowani, głodzeni i prawie
nadzy, niemal wszyscy zginęli przy tej pracy. Do dzisiaj jednak nie udało się
ustalić, czym miały być budowane podziemne obiekty. Niemcy, wycofując się z
tych terenów, zniszczyli zarówno część tych sztolni, jak i większość
dokumentacji. Był to projekt owiany ścisłą tajemnicą i do dzisiaj nie udało się
rozwikłać zagadki. Przypuszcza się jednak, że miały tam powstać albo podziemne
fabryki zbrojeniowe i laboratoria pracujące nad bronią jądrową (w Sudetach
występują rudy uranu), albo kwatera główna i podziemne schrony dla Hitlera i
jego sztabu.
Góry Sowie są wciąż jeszcze mało
znane, dzięki czemu nawet podczas długiego majowego weekendu na szlakach nie
było zbyt wielu turystów. Zdecydowanie warto się tam wybrać. A odległość? Nie
gra roli! Polecam nowe linie lotnicze, oferujące loty krajowe. Sprawdziłam –
jest dokładnie tak, jak reklamują: z Warszawy do Wrocławia samolotem leci się
nie tylko o wiele krócej niż pociągiem (lot trwa zaledwie 35 minut), ale co
najważniejsze, również o wiele taniej! Odległość już nie jest przeszkodą,
zachęcam zatem do podróżowania!
(artykuł ukazał się w numerze 05/2012 Głosu Białowieży; fot. Michał Krauze - Wultański)
Świetny tekst! Aż Ci zazdroszczę gór Sowich i tych tuneli kocham takie historyczne tajemnice. Mam kilka książek na ten temat, ale w Polsce dlatego nie jestem w stanie teraz podać i autora i tytułów. Chciałabym tam kiedyś pojechać :)
OdpowiedzUsuńzagadka coraz bardziej rozwikłana m.in tu: http://moje-riese.blogspot.com/2011/04/ponowne-otwarcie.html
OdpowiedzUsuń