poniedziałek, 14 maja 2012

O krasnoludkach, podziemnych miastach i innych atrakcjach Dolnego Śląska


„Czy to bajka, czy nie bajka,
myślcie sobie jak tam chcecie.
A ja przecież wam powiadam:
krasnoludki są na świecie!”
- pisała przed laty Maria Konopnicka w znanej baśni dla dzieci. Podczas majowego urlopu przekonałam się na własne oczy, że miała rację! Krasnoludki są na świecie, a już z całą pewnością są we Wrocławiu!
            Wrocław to miasto o przebogatej historii, kulturze i architekturze, stolica Śląska i jedno z najstarszych polskich miast. Już w 1000 roku, podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego, zostało tam ustanowione biskupstwo.  Na Ostrowie Tumskim nad Odrą, najstarszej, historycznej części Wrocławia, podziwiać można gotycką archikatedrę i inne zabytki architektury. Z wieży widokowej roztacza się niezapomniany widok na panoramę Starego Miasta i całego Wrocławia.
            Trzy dni to za mało, aby zwiedzić Wrocław, ale nawet w tak krótkim czasie mogłam delektować się pięknem tego miasta. Odwiedziłam między innymi słynny, założony przed stu laty Ogród Japoński w Parku Szczytnickim, w którym nawet najdrobniejsze szczegóły (rośliny, alejki, jeziorka, wodospady) są zgodne z oryginalną japońską sztuką ogrodową. Przespacerowałam się również po niezwykłych wysepkach na rzece Odrze, połączonych gustownymi mostkami.
            A krasnoludki? Widziałam ich mnóstwo! Wrocław słynie z krasnoludków. Wrocławskie krasnale to metalowe figurki, umieszczane w różnych miejscach na ulicach miasta od 2001 roku. Obecnie jest ich ponad sto czterdzieści, ale ich liczba ciągle rośnie. Krasnale mają swoje imiona, a także określone funkcje lub zawody. Spotkać więc można na przykład Krasnoludka Gołębnika, Inżyniera, Strażaka czy Rzeźnika. Na ulicy Więziennej za kratkami siedzi Krasnal Więzień. Na słupach latarni ulicznych spotkać można kilku Słupników. Są też krasnoludki niewidome (z białą laską) lub na wózku inwalidzkim. Wszystkie one są wielką atrakcją turystyczną Wrocławia. Z wielkim zapałem i radością szukałam i znajdowałam kolejne krasnoludki (co nie było łatwe, bo jak na krasnoludki przystało, są one małych rozmiarów i łatwo je przegapić).
            Wrocław to miasto tak niezwykłe, że trudno napisać o nim w kilku zdaniach. Z całą pewnością bardzo warto je odwiedzić, choćby na kilka dni!
            A z Wrocławia już blisko w Sudety. Góry Sowie, będące pasmem Sudetów, były kolejnym celem mojego majowego wyjazdu. To niewysokie, zalesione góry, których najwyższym szczytem jest Wielka Sowa (1015 m. n.p.m.). Stoi na niej biała kamienna wieża widokowa z początku XX wieku, z której roztacza się piękny widok na okoliczne pasma górskie, doliny i położone w nich miasteczka.
            Jednak Góry Sowie to nie tylko atrakcje przyrodnicze. W ich wnętrzu znajdują się tajemnicze podziemne sztolnie tak zwanego projektu Riese (z niemieckiego „Olbrzym”). Są to pozostałości największego założenia górniczo - budowlanego hitlerowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich w latach 1943-1945. Ogromne, wydrążone wewnątrz gór tunele, korytarze i hale ciągną się tam kilometrami. Wejścia do nich są zakamuflowane, a towarzyszą im naziemne bunkry. Niektóre korytarze są wybetonowane, inne pozostawione w stanie surowym. Część podziemnych tuneli zalana jest wodą i można je zwiedzać jedynie z przewodnikiem, pływając łodziami.
            Całość robi piorunujące i straszne wrażenie. Przy budowie tych obiektów pracowali niewolniczo więźniowe z pobliskich obozów koncentracyjnych, nieludzko traktowani, głodzeni i prawie nadzy, niemal wszyscy zginęli przy tej pracy. Do dzisiaj jednak nie udało się ustalić, czym miały być budowane podziemne obiekty. Niemcy, wycofując się z tych terenów, zniszczyli zarówno część tych sztolni, jak i większość dokumentacji. Był to projekt owiany ścisłą tajemnicą i do dzisiaj nie udało się rozwikłać zagadki. Przypuszcza się jednak, że miały tam powstać albo podziemne fabryki zbrojeniowe i laboratoria pracujące nad bronią jądrową (w Sudetach występują rudy uranu), albo kwatera główna i podziemne schrony dla Hitlera i jego sztabu.
            Góry Sowie są wciąż jeszcze mało znane, dzięki czemu nawet podczas długiego majowego weekendu na szlakach nie było zbyt wielu turystów. Zdecydowanie warto się tam wybrać. A odległość? Nie gra roli! Polecam nowe linie lotnicze, oferujące loty krajowe. Sprawdziłam – jest dokładnie tak, jak reklamują: z Warszawy do Wrocławia samolotem leci się nie tylko o wiele krócej niż pociągiem (lot trwa zaledwie 35 minut), ale co najważniejsze, również o wiele taniej! Odległość już nie jest przeszkodą, zachęcam zatem do podróżowania!

(artykuł ukazał się w numerze 05/2012 Głosu Białowieży; fot. Michał Krauze - Wultański)