Dwa
lata temu pisałam o mojej pierwszej, wymarzonej
i długo wyczekiwanej podróży do Rwandy. Teraz, w listopadzie bieżącego roku,
ponownie miałam okazję pojechać do tego małego, ale pięknego
środkowoafrykańskiego kraju. Jakie wrażenia przywiozłam z tej wyprawy?
Osiemnaście
lat po ludobójstwie
Pojechałam tak jak poprzednio, z
grupą osób zaangażowanych w adopcję na odległość, które wybrały się w tę daleką
podróż, aby odwiedzić swoje adopcyjne dzieci, a przy okazji zwiedzić Rwandę.
Większość osób jechała do tego kraju pierwszy raz, z wieloma obawami, nie
wiedząc czego się spodziewać. W powszechnej opinii Rwanda jawi się Polakom jako
biedny, dotknięty wojną kraj, pełen różnych niebezpieczeństw.
Rzeczywiście, w 1994 roku, w
straszliwej międzyplemiennej wojnie ludobójczej zginęło około miliona osób. Na
kilka lat kraj pogrążył się w chaosie i wielkim cierpieniu. Między innymi z
powodu tych wydarzeń powstała idea adopcji serca - aby pomóc tysiącom osieroconych
podczas wojny dzieci zdobyć wykształcenie, opiekę medyczną i zapewnić im
wsparcie materialne, psychiczne i duchowe. Jednak obecnie, po prawie 20 latach
od tamtych wydarzeń, Rwanda wydaje się odzyskiwać pokój i nadzieję.
Poprawa
sytuacji
Oczywiście kiedy byłam tam dwa
lata temu, Rwanda była już krajem spokojnym, bezpiecznym, zadbanym. Powstawały
nowe drogi, rozbudowywane były miasta, w parkach narodowych kwitła turystyka.
Wróciwszy do Rwandy po dwóch latach, zaobserwowałam dalszą poprawę sytuacji.
Piękne asfaltowe drogi z szerokimi poboczami dla pieszych i rowerzystów łączą
większe miejscowości, powstają nowe dzielnice, zagospodarowuje się nieużytki
(na przykład na terenach bagiennych sadzi się ryż), walcząc z głodem. Ludziom
chyba żyje się lepiej, bo przejeżdżając nawet przez niewielkie wioski widać więcej domów z
cegieł, a mniej glinianych lepianek, symbolizujących biedę.
Rządowi wraz z prezydentem udało się
ustabilizować kraj, zaprowadzić i utrzymać pokój i porządek, a nawet rozwinąć
Rwandę pod względem gospodarczym. Jest to jednak, jak w wielu państwach
Trzeciego Świata, władza o zapędach reżimowych. Zaprowadza porządek, ale często
czyni to przez wzbudzanie strachu. Buduje nowe osiedla, zabierając ziemię
biednym ludziom; zagospodarowuje nieużytki, ale z góry decyduje, co ma być na
nich uprawiane. Niektóre decyzje rządu budzą kontrowersje, prowadzą do rozbicia
wielu rodzin, dyskryminują najbiedniejszych. Obserwując więc pozytywne efekty
rozwoju kraju, należy uważnie przyglądać się sytuacji politycznej Rwandy.
Kraj
Tysiąca Wzgórz
Ponieważ obecnie w Rwandzie
panuje pokój i jest bezpiecznie, podróż do tego kraju to czysta przyjemność!
Rwanda jest krajem górzystym , nazywana bywa nawet "Krajem Tysiąca Wzgórz"
albo "Afrykańską Szwajcarią". Dzięki wyżynnemu położeniu ma bardzo
przyjemny klimat, pomimo, że znajduje się tuż pod równikiem. Występują tam inne
niż w Polsce pory roku: dwie pory suche i dwie deszczowe. Góry i pagórki
porośnięte są zielonymi lasami eukaliptusowymi i gajami bananowymi, a na ich
zboczach uprawia się herbatę i kawę. Pola obsiane są maniokiem, kukurydzą,
fasolą, drzewkami owocowymi i ziemniakami. W dolinach płyną rzeki, jest też
wiele jezior.
Pod względem przyrodniczym Rwanda
jest naprawdę piękna i znajduje się tam kilka parków narodowych. Na zachodzie
Akagera National Park, czyli obszar porośnięty sawanną, gdzie spotkać można
wiele dzikich zwierząt. Na własne oczy widziałam tam żyrafy, zebry, kilka
gatunków antylop, guźce, hipopotamy, krokodyle, pawiany i wiele gatunków
ptaków. Są również słonie i lamparty, ale niestety nie udało mi się ich
dojrzeć.
Na północy Rwandy, na granicy z
Demokratyczną Republiką Kongo, wznoszą się natomiast masywy wysokich gór i
wulkanów. Porośnięte są tropikalnymi lasami, w których oglądać można ostatnie
na świecie goryle górskie. Po stronie rwandyjskiej znajduje się pięć wulkanów,
na szczęście nieczynnych (najwyższy z nich, Karisimbi, ma 4507 m). Natomiast w
Kongo są trzy wulkany, a najwyższy, Nyiragongo, jest czynny i nawet z Rwandy
widać nocą unoszący się znad niego czerwony dym.
Na wschodzie kraju znajduje się duże
jezioro Kivu, jedno z Wielkich Jezior Afrykańskich. Łowi się w nim ryby,
znajdują się też nad nim znane w całym kraju rwandyjskie browary. Przyjeżdża
tam również wielu turystów. Rejon ten kusi pięknymi krajobrazami i ładnie
zagospodarowanymi plażami. Jednak kąpiel w tym jeziorze może być niebezpieczna.
Nie tylko ze względu na krokodyle i hipopotamy, ale przede wszystkim z powodu
wydobywających się z niego trujących gazów pochodzenia wulkanicznego.
Dzieci
Rwandy
Pomimo, że atrakcji turystycznych
jest sporo, sama Rwanda jest niewielka. Ma rozmiar porównywalny z województwem
mazowieckim. Wystarczy kilka dni, aby objechać cały kraj. Jeśli jednak jest się
tam dłużej, można wczuć się w klimat i poznać ludzi. Rwandyjczycy są jednak
dość powściągliwi i małomówni; z rezerwą, chociaż uprzejmie traktują obcych.
Tylko wszechobecne dzieci, na widok grupy Europejczyków, zbiegają się zaraz
całą gromadą, krzycząc: "Abazungu!!!" ("biali ludzie!!!"),
śmiejąc się i popisując z nadzieją na cukierki.
A spotkania z "naszymi"
dziećmi z adopcji serca? Niezwykłe! Dla większości osób z naszej grupy był to
pierwszy wyjazd do Rwandy, a więc i pierwsze w życiu spotkanie z dziećmi,
któremu towarzyszyły wielkie emocje. Ale ja również doświadczyłam wielu
wzruszeń. Wielka to radość móc ponownie ujrzeć swoich rwandyjskich bliskich,
zobaczyć, że mają się dobrze, a nawet coraz lepiej. Pomoc, którą im wysyłamy z
Polski, może się wydawać niewielka. A jednak dla tych dzieci bardzo ważne jest,
że gdzieś tam, w dalekiej Europie, jest ktoś, kto o nich myśli i pamięta, kto
ich kocha i im pomaga. Na własne oczy zobaczyłam, że to działa! Całego świata
się w ten sposób nie zmieni... Ale cały świat tego dziecka - tak.
Wróciłam do Polski i marznę w
tutejszym klimacie, tęskniąc za afrykańskim słońcem i zielenią. Kto wie, może
za kilka lat ponownie uda mi się tam pojechać?...
Helena
Jędrzejewska