sobota, 11 lutego 2012

Zainspirowana pewnym snem, czyli tym razem coś z zupełnie innego świata!

Stworzonko.

                      Pierwszy raz zobaczyłam je, kiedy przeglądało się w lustrze wiszącym na ścianie w pokoju. Wyglądało jak… Właściwie to prawie nie wyglądało. Było cieniutkie i delikatne, kruche i szare, prawie niewidoczne, jakby utkane z pajęczynki lub włosa. 
            Było malutkie, miało najwyżej 15 cm wysokości. Wyglądało trochę tak, jakby ktoś szarą, delikatną kreską narysował schematycznego ludzika – kółko zamiast głowy, trójkąt zamiast sukienki i patyki zamiast rąk i nóg. 
            Ale to kiepskie porównanie. Stworzonko było o wiele bardziej delikatne niż ołówkowy rysunek. Było tak kruche i ledwo widoczne, że zobaczyć je można było tylko na tle białej ściany. Trzeba było patrzeć pod kątem, z ukosa. Kiedy patrzyło się na wprost, obraz rozmywał się, Stworzonko stawało się jeszcze bardziej schematyczne i przezroczyste.
           
            A więc pierwszy raz zobaczyłam je, kiedy w wielkim ściennym lustrze przyglądało się swojemu odbiciu. Poprawiało kok na głowie, wygładzało sukienkę, obracało się dookoła na chwiejnych, cienkich nóżkach. A więc Stworzonko było płci żeńskiej! Pełne było wdzięku, a ruchy miało zalotne, kobiece.

            Obserwowałam je, stojąc ukryta za futryną drzwi. Nie zauważyło mnie, albo, co bardziej prawdopodobne, udawało, że nie zwraca na mnie uwagi. W końcu trudno nie zauważyć kogoś o tyle większego i wyrazistszego od siebie, nawet gdy ten ktoś próbuje ukryć się za futryną!

            Moja mama też zobaczyła Stworzonko. Widziała je, kiedy przemykało się przez kuchnię, biegnąc wzdłuż starego, kaflowego pieca. Rozmawiałyśmy potem o tym. Dziwne to było uczucie, zobaczyć Stworzonko. Łatwiej by było, gdybyśmy zobaczyły krasnoludka. Wiemy, że krasnoludki nie istnieją, ale występują w baśniach, piosenkach, legendach. Każdy od dziecka wie, jak wygląda taki krasnoludek. A to już prawie tak, jakby on istniał.

            Stworzonko nie istniało. Nie ma takich stworzonek. Nie ma ich też w żadnych bajkach, opowiadaniach, filmach, na żadnych obrazkach. Nie istnieją nigdzie, w żadnej, nawet baśniowej rzeczywistości. Więc skąd się wzięło Stworzonko?

            Zaistniało w mojej wyobraźni, we śnie. Pojawiło się jak myśl, jak cień samego siebie. To prawie jak akt stwórczy. Pojawiło się w wyobraźni, a więc zaistniało. Kruche jeszcze, cieniutkie jak włos, schematyczne, prawie niewidoczne. Nikt w nie nie wierzył, nikt o nim nie słyszał, więc skąd miało czerpać siłę i moc?

            „Na świecie istnieją miliardy bóstw. Większość jest zbyt mała, aby zauważyć, i nikt ich nie czci, w każdym razie nikt większy od bakterii, które się nie modlą i nie mają wielkich wymagań w zakresie cudów. Są to właśnie pomniejsze bóstwa – duchy miejsc, gdzie krzyżują się ścieżki mrówek, bogowie mikroklimatów pomiędzy korzeniami traw. I większość z nich taka już pozostaje. Ponieważ brakuje im wiary. (…)
Są ich miliardy: maleńkie wiry niezawierające nic więcej, niż szczyptę czystego ego i trochę łaknienia.” [Terry Pratchett, Pomniejsze Bóstwa]

Stworzonko zaistniało. W mojej wyobraźni, w moim śnie. Ale to już coś, w końcu od czegoś musiało zacząć…


(tekst pochodzi z lutego 2007 roku, ale dopiero teraz odnalazłam go w swoich zapiskach)

piątek, 10 lutego 2012

Drewniana leśniczówka nad jeziorem Wigry, czyli zimowy wypoczynek na Suwalszczyźnie

Długo nie było widać zimy w tym roku... Korzystając z kilku wolnych dni, pojechałam jej szukać tam, gdzie jest największa szansa na jej znalezienie: w polskim biegunie zimna, czyli na Suwalszczyźnie.
Nie zawiodłam się. Już za Białymstokiem, z okna pociągu, podziwiałam ośnieżone krajobrazy: majestatyczne sylwetki wierzb rosnących na miedzach pośród pokrytych śniegiem pól. W Suwałkach było tego śniegu jeszcze więcej, a wciąż padał nowy. Znalazłam zimę!
Suwalszczyzna to kraina piękna o każdej porze roku. Pełna polodowcowych wzgórz i jezior. Atrakcyjna pod względem przyrodniczym, architektonicznym i kulturowym. Każdy znajdzie tam coś ciekawego dla siebie!
Zatrzymałam się w pięknej leśniczówce w pobliżu jeziora Wigry. Ten duży, drewniany dom stoi w środku leśnej głuszy, do miasta stamtąd daleko, za to dookoła rosną olbrzymie sosny i dęby. Długie zimowe wieczory umilałam sobie w przydomowej saunie.
W ciągu dnia, w śniegu po kostki, spacerowałam po lesie. Jezioro pokryte lodem i śniegiem wyglądało bajecznie. Zwierząt nie widziałam, najwyraźniej pochowały się w swoich kryjówkach przed mrozem i wiatrem.
Niezwykle skutecznie można w takim miejscu odpocząć od zgiełku miasta. Czas płynie tam inaczej, spokojniej, a przyroda i cisza działają niczym balsam na duszę. Spędziłam na Suwalszczyźnie zaledwie 3 dni, więc i relacja z wyjazdu tym razem jest krótka. Jednak wciąż odpoczywam od hałasu Warszawy – piszę te słowa z równie mroźnej i śnieżnej Białowieży. Podlasie to piękna i różnorodna kraina. Warto odkrywać jej uroki o różnych porach roku! 

(tekst ukazał się w lutym 2012 roku w Głosie Białowieży; zdjęć nie ma, bo nie wzięłam ze sobą aparatu...)