wtorek, 11 grudnia 2012

Kraj Tysiąca Wzgórz, czyli moja druga wyprawa do Rwandy



Dwa lata temu pisałam o mojej pierwszej, wymarzonej i długo wyczekiwanej podróży do Rwandy. Teraz, w listopadzie bieżącego roku, ponownie miałam okazję pojechać do tego małego, ale pięknego środkowoafrykańskiego kraju. Jakie wrażenia przywiozłam z tej wyprawy?
            Osiemnaście lat po ludobójstwie
Pojechałam tak jak poprzednio, z grupą osób zaangażowanych w adopcję na odległość, które wybrały się w tę daleką podróż, aby odwiedzić swoje adopcyjne dzieci, a przy okazji zwiedzić Rwandę. Większość osób jechała do tego kraju pierwszy raz, z wieloma obawami, nie wiedząc czego się spodziewać. W powszechnej opinii Rwanda jawi się Polakom jako biedny, dotknięty wojną kraj, pełen różnych niebezpieczeństw.
            Rzeczywiście, w 1994 roku, w straszliwej międzyplemiennej wojnie ludobójczej zginęło około miliona osób. Na kilka lat kraj pogrążył się w chaosie i wielkim cierpieniu. Między innymi z powodu tych wydarzeń powstała idea adopcji serca - aby pomóc tysiącom osieroconych podczas wojny dzieci zdobyć wykształcenie, opiekę medyczną i zapewnić im wsparcie materialne, psychiczne i duchowe. Jednak obecnie, po prawie 20 latach od tamtych wydarzeń, Rwanda wydaje się odzyskiwać pokój i nadzieję.
            Poprawa sytuacji
Oczywiście kiedy byłam tam dwa lata temu, Rwanda była już krajem spokojnym, bezpiecznym, zadbanym. Powstawały nowe drogi, rozbudowywane były miasta, w parkach narodowych kwitła turystyka. Wróciwszy do Rwandy po dwóch latach, zaobserwowałam dalszą poprawę sytuacji. Piękne asfaltowe drogi z szerokimi poboczami dla pieszych i rowerzystów łączą większe miejscowości, powstają nowe dzielnice, zagospodarowuje się nieużytki (na przykład na terenach bagiennych sadzi się ryż), walcząc z głodem. Ludziom chyba żyje się lepiej, bo przejeżdżając nawet przez  niewielkie wioski widać więcej domów z cegieł, a mniej glinianych lepianek, symbolizujących biedę.
            Rządowi wraz z prezydentem udało się ustabilizować kraj, zaprowadzić i utrzymać pokój i porządek, a nawet rozwinąć Rwandę pod względem gospodarczym. Jest to jednak, jak w wielu państwach Trzeciego Świata, władza o zapędach reżimowych. Zaprowadza porządek, ale często czyni to przez wzbudzanie strachu. Buduje nowe osiedla, zabierając ziemię biednym ludziom; zagospodarowuje nieużytki, ale z góry decyduje, co ma być na nich uprawiane. Niektóre decyzje rządu budzą kontrowersje, prowadzą do rozbicia wielu rodzin, dyskryminują najbiedniejszych. Obserwując więc pozytywne efekty rozwoju kraju, należy uważnie przyglądać się sytuacji politycznej Rwandy.
            Kraj Tysiąca Wzgórz
Ponieważ obecnie w Rwandzie panuje pokój i jest bezpiecznie, podróż do tego kraju to czysta przyjemność! Rwanda jest krajem górzystym , nazywana bywa nawet "Krajem Tysiąca Wzgórz" albo "Afrykańską Szwajcarią". Dzięki wyżynnemu położeniu ma bardzo przyjemny klimat, pomimo, że znajduje się tuż pod równikiem. Występują tam inne niż w Polsce pory roku: dwie pory suche i dwie deszczowe. Góry i pagórki porośnięte są zielonymi lasami eukaliptusowymi i gajami bananowymi, a na ich zboczach uprawia się herbatę i kawę. Pola obsiane są maniokiem, kukurydzą, fasolą, drzewkami owocowymi i ziemniakami. W dolinach płyną rzeki, jest też wiele jezior.
            Pod względem przyrodniczym Rwanda jest naprawdę piękna i znajduje się tam kilka parków narodowych. Na zachodzie Akagera National Park, czyli obszar porośnięty sawanną, gdzie spotkać można wiele dzikich zwierząt. Na własne oczy widziałam tam żyrafy, zebry, kilka gatunków antylop, guźce, hipopotamy, krokodyle, pawiany i wiele gatunków ptaków. Są również słonie i lamparty, ale niestety nie udało mi się ich dojrzeć.
            Na północy Rwandy, na granicy z Demokratyczną Republiką Kongo, wznoszą się natomiast masywy wysokich gór i wulkanów. Porośnięte są tropikalnymi lasami, w których oglądać można ostatnie na świecie goryle górskie. Po stronie rwandyjskiej znajduje się pięć wulkanów, na szczęście nieczynnych (najwyższy z nich, Karisimbi, ma 4507 m). Natomiast w Kongo są trzy wulkany, a najwyższy, Nyiragongo, jest czynny i nawet z Rwandy widać nocą unoszący się znad niego czerwony dym.
            Na wschodzie kraju znajduje się duże jezioro Kivu, jedno z Wielkich Jezior Afrykańskich. Łowi się w nim ryby, znajdują się też nad nim znane w całym kraju rwandyjskie browary. Przyjeżdża tam również wielu turystów. Rejon ten kusi pięknymi krajobrazami i ładnie zagospodarowanymi plażami. Jednak kąpiel w tym jeziorze może być niebezpieczna. Nie tylko ze względu na krokodyle i hipopotamy, ale przede wszystkim z powodu wydobywających się z niego trujących gazów pochodzenia wulkanicznego.
            Dzieci Rwandy
Pomimo, że atrakcji turystycznych jest sporo, sama Rwanda jest niewielka. Ma rozmiar porównywalny z województwem mazowieckim. Wystarczy kilka dni, aby objechać cały kraj. Jeśli jednak jest się tam dłużej, można wczuć się w klimat i poznać ludzi. Rwandyjczycy są jednak dość powściągliwi i małomówni; z rezerwą, chociaż uprzejmie traktują obcych. Tylko wszechobecne dzieci, na widok grupy Europejczyków, zbiegają się zaraz całą gromadą, krzycząc: "Abazungu!!!" ("biali ludzie!!!"), śmiejąc się i popisując z nadzieją na cukierki.
            A spotkania z "naszymi" dziećmi z adopcji serca? Niezwykłe! Dla większości osób z naszej grupy był to pierwszy wyjazd do Rwandy, a więc i pierwsze w życiu spotkanie z dziećmi, któremu towarzyszyły wielkie emocje. Ale ja również doświadczyłam wielu wzruszeń. Wielka to radość móc ponownie ujrzeć swoich rwandyjskich bliskich, zobaczyć, że mają się dobrze, a nawet coraz lepiej. Pomoc, którą im wysyłamy z Polski, może się wydawać niewielka. A jednak dla tych dzieci bardzo ważne jest, że gdzieś tam, w dalekiej Europie, jest ktoś, kto o nich myśli i pamięta, kto ich kocha i im pomaga. Na własne oczy zobaczyłam, że to działa! Całego świata się w ten sposób nie zmieni... Ale cały świat tego dziecka - tak.
            Wróciłam do Polski i marznę w tutejszym klimacie, tęskniąc za afrykańskim słońcem i zielenią. Kto wie, może za kilka lat ponownie uda mi się tam pojechać?...
                                                                       Helena Jędrzejewska